poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Ars Homo Erotica - recenzja S.K



Wystawa w Muzeum Narodowym, przedstawiająca „sztukę homoseksualną” jest słaba. Temat wystawy jest niezbyt ambitny. Jest to po prostu temat kontrowersyjny, temat na który akurat panuje koniunktura, temat medialny i wreszcie po prostu polityczny. W moim odczuciu, sztuka od każdego z tych obszarów powinna uciekać. Nie odmawiam sztuce miejsca w mediach, ani zaangażowania w sprawy społeczne, czy nawet polityczne. Uważam po prostu, że nie może sztuka budować swojej wartości na tych fundamentach. Kontrowersyjność lub upolitycznienie to są sprawy zawsze ściągające sztukę w dół.
To są jednak moje ogólne poglądy na sztukę, wróćmy więc do samej wystawy i do konkretów.

Wystawa jest słaba, bo współczesne grafiki przedstawiające sceny homoseksualne zestawione z aktami męskimi Simmlera, czy Matejki oraz reprodukcjami „Gladiatora” Canovy, czy Apolla Belwederskiego to jakiś bezsensowny miszmasz. Ja tego nie zrozumiałem. Cóż – może to jest zrozumiałe tylko dla homoseksualistów? Wtedy ok. Nie będę się przyczepiał. Moja krytyka jest głosem z gardła osoby, która po prostu zwiedziła tę wystawę, tak jak zwiedza inne wystawy, czyli bez mieszania w to moich upodobań seksualnych (przynajmniej nie w większym stopniu niż to się dzieje zawsze i na poziomie nieświadomym).

Moje główne spostrzeżenia sprowadzają się do stwierdzenia, iż wszystko na tej wystawie co było rzetelnie, jednoznacznie skupione tylko wokół homoseksualizmu, było nędzne. Nieciekawe i tyle. Natomiast te eksponaty, które w jakiś sposób przekraczały tematykę erotyki homoseksualnej, zwróciły moją uwagę i nawet mi się podobały. Takim przekroczeniem okazało się poczucie humoru. Niektóre dzieła rzeczywiście były dobre, miały to coś, cytrynkę, pieprzyk. Nie ratuje to jednak wystawy jako całości. To słaba sztuka. Nie odnalazłem na wystawie nic wielkiego i jestem zaniepokojony tym, że Muzeum Narodowe pozwoliło sobie zorganizować taką wystawę. To, że przyjdzie na nią dużo osób, że będzie głośno w mediach to naprawdę nie powinno stanowić miary dla wartości sztuki.

Sztuka homoseksualna nie ma żadnego nurtu, ani szkoły. To co pokazuje ta wystawa to nic specjalnego. Mam wrażenie, że należałoby tę wystawę rozpatrywać raczej jako sprawę polityczną bardziej niż kulturową. To kolejne postmodernistyczne mieszanie wszystkiego z wszystkim i wywracanie do góry nogami rzeczy, które wcale nie stają się po tym bardziej wartościowe, ani nawet bardziej zabawne.


S.K

1 komentarz: