środa, 30 czerwca 2010

dementujemy informacje o jajkach!!!

Okazało się, że nie grozi nam zakaz sprzedaży jajek i innych produktów spożywczych na sztuki. Parlament Europejski zdementował takie doniesienia.

Dodam, że Czerep Rubaszny szuka informacji o absurdalnych przepisach i ustawach, nad którymi często pracuje się w PE, by sycić się intelektualnie porażkami i absurdami socjalizmu. Nie kierujemy się żadnymi innymi motywami.

Szkoda, że to nieprawda - to byłoby bardzo sycące!

S.K

wtorek, 29 czerwca 2010

Paul McCarthy wystawia na włoskim biennale rzeźbę stolca

Wspaniale! Zawsze bardzo mnie cieszy taka sztuka. Byłbym wielce rozczarowany i smutny, gdyby brakowało artystów zajmujących się fekaliami. Wcale się nie naigrywam - bardzo cenię ich obecność.

Ponieważ w moim pojęciu sztuka musi się zajmować wszystkim - musi się zajmować również fekaliami. Taka twórczość ma swoje miejsce w sztuce, zupełnie jak proktologia w medycynie.





Kupa w sztuce jest oczywiście czymś zupełnie innym niż w medycynie. W sztuce staje się ona szokiem, metaforą, zaskoczeniem, istnieje mnóstwo problemów i tematów, dla których fekalia są wyrazem artystycznym i rodzajem narzędzia. Jest wiele rzeczy, które łączą się z kupą. Może to być bunt na przykład. McCarthy posłużył się kupą chyba właśnie w takim buntowniczym duchu. Zaproponował performance swoje dzieło eksponując na głównym deptaku miasta Corso Roma, przed wejściem do siedziby Kasy Oszczędnościowej Carrary.

Artysta subtelnie daje nam do zrozumienia, że kapitalizm to gó... .
Moim zdaniem niepotrzebnie. Sama sztuka, skupiona wokół penetracji tematów fekalnych byłaby o wiele bardziej interesująca i szlachetna.

S.K

Efekt i Racja - wybory prezydenckie

Prof. Jadwiga Staniszkis pełni w kampanii Kaczyńskiego funkcję reprezentanta. Jest kimś w rodzaju posłańca intelektualnego.





Zauważyłem, że często staje ona do walki z przeciwnikami z zupełnie odmiennej kategorii. Bierze udział w programach telewizyjnych, w których staje naprzeciw takim politykom jak Palikot i Nałęcz.

Podejrzewam, że dla Pani prof. nie są to przeciwnicy bardzo wdzięczni, ponieważ uprawiają politykę tam gdzie ona próbuje prowadzić dyskusję, debatę na poziomie merytorycznym.

Sądzę, że Pani prof. przyzwyczajona jest do warunków, w których nie jest dyshonorem przyznanie oponentowi racji, wtedy gdy autentycznie mu się ona należy. Natomiast polityk na coś takiego po prostu nie może sobie pozwolić. To są dla niego punkty ujemne i pogorszenie wizerunku.

Być może fakt pełnienia funkcji reprezentacyjnej przez Staniszkis, jest jednym z przejawów owej często zarzucanej anachroniczności środowiska PiS'u. Po drugiej stronie na analogicznych pozycjach widać wprawionych pijarowców - politycznie zaprawionych i wizerunkowo rozhuśtanych jegomości.

Tak - Kaczyński jest anachroniczny. Wierzy, że autentyczną dyskusję można wygrać dobrymi argumentami, po prostu mając rację. To piękna naiwność. W czasach postpolitycznych racja okazuje się jednak najmniej ważna. Najważniejszy jest efekt.





Komorowski i jego sztab wydają się doskonale o tym wiedzieć, zatem oni lepiej odnajdują się w rzeczywistości postpolitycznej.
Komorowski jest efekciarzem a dzisiaj właśnie na tym polega bycie prezydentem
...
a nawet politykiem.



S.K

Bez jaj!




W Polsce napięty okres przed drugą turą wyborów prezydenckich.
Kampania jest emocjonująca, jednak nie wolno zapominać o realnych problemach politycznych, które są o wiele bardziej związane z naszą codzienną rzeczywistością, niż to kto zajmie fotel prezydenta.

Parlament UE wydał rozporządzenie o ustawie zabraniającej sprzedaży jajek na sztuki.
Od tej pory będzie można kupować tylko na wagę.




Potwierdza się teza Kisiela: "socjalizm to system, który bohatersko zmaga się z problemami nieznanymi w kapitaliźmie".

S.K

sobota, 26 czerwca 2010

Autobus seniora

Wchodzę do autobusu seniora. Nareszcie przyjechał, czekałem na niego zziębnięty i z podmokniętymi skarpetkami. Krzątałem się na przystanku przestępując z nogi na nogę, starając się omijać kałuże błota. To są jeszcze resztki śniegu po zimie, śniegu który do końca nie stopniał. Klei się do niego cały miejski brud jaki tylko można sobie wyobrazić: spaliny, niedopałki, kurz, piasek, jakieś śmieci. To wszystko jest taką charakterystyczną breją, która zbiera się koło przystanków. Ona zbiera się chyba tam, gdzie ludzie się zbierają. Czarna smoła na tym chodniku, w tej kałuży, na śniegu, to ponure, nieprzyjemne otoczenie moich białych adidasów. Nie mogłem się doczekać, aż przyjedzie mój autobus, który zawiezie mnie do domu. Tam będzie ciepło, będę mógł zdjąć mokre buty.

Wskakuję do środka. Schodki wejściowe są śliskie – one też są w błocie. To taka pora roku. Podłoga autobusu niewiele różni się od chodnika przy przystanku. Tu też są kałuże. Zapach jest dziwny. Ponieważ wszystko paruje, mieszają się zapachy ludzi jadących gdzieś po całym dniu, z parującą substancją pływającą po podłodze. Oddychamy tym wszyscy. Ciepły charakterystyczny zapach autobusu o jesieni. Czuć w tym też zapach skóry na siedzeniach, która wypuszcza go tym bardziej, że co raz to przybywa na niej nowych cięć od noża, czy czegoś tam ostrego. Trochę jak rozcięte drzewo, które tryska zapachem. Wandale muszą ciąć siedzenia w autobusie. To jest po prostu ich przeznaczenie – mam na myśli siedzenia, że mają być cięte nożami przez wandali.

Jest smutno bo, na dworze zapanował mrok. Groźny cień spowił całe miasto. Jest chłodno, jest buro, nieprzyjemnie. Sunę autobusem seniora do domu. Stoję i trzymam się tej specjalnej rury do trzymania. Widzę, że kiedyś miała żółty kolor. Teraz jest pościerana prawie do cna. Ile osób musiało się jej trzymać swoimi dłońmi? To rura do ludzkiej dłoni. Nie zna uprzedzeń, trzymają się jej starsi i młodsi, słabsi i silniejsi, mężczyźni i kobiety, wandale i grzeczni studenci, wszyscy ją tak samo trzymają i ścierają z niej farbę swoimi spoconymi rękami.

Nikt w autobusie nie rozmawia, nie ma o czym. Może nie ma z kim. A może ta pora roku taka jest, że wszyscy są smutni, nieskorzy do rozmów i uśmiechów. Na pewno wszyscy pasażerowie są zmęczeni. Widzę oczy, które śpią, osadzone w głowie kiwającej się we wszystkie strony pod wpływem skrętów autobusu. Zmęczenie i senność ludzi w autobusie jesienną porą, gdy jest już ciemno, jest tym co odczuwam, co zauważam.

Gra muzyka – piski i szczęknięcia maszyny przy skrętach, skowyt hamulców, tych mokrych tarcz, sapnięcia i westchnienia przy postojach, gdy otwierają się drzwi. To niezbyt miły moment, gdy otwierają się drzwi bo wnet, do środka wpada zimny strumień powietrza, który na chwilę przejmuje wszystkich stojących obok.

Z ust leci para. Ludzie spokojnie chcą dojechać do celu, wysiąść na swoim przystanku, szybko zostawić mrok za sobą, przyjść do ciepła i światła, zdjąć z siebie ubrania. W autobusie wszystko jest wilgotne, dlatego postanowiłem stać - żeby nie siedzieć pupą na podmokłych siedzeniach, z których wystaje taka pomarańczowa gąbka. Wystaje z tych pociętych szczelin.
Myślę, że autobus jest zaniedbany i, że nikt nie obdarza go czułością. Przypomina mi kundla wyrzuconego z domu przez wyrodnego pana. Takiego jeszcze, który się nad nim znęcał, nie dawał jeść, nie wyprowadzał na spacery, nie obdarzał go uczuciem. Mnóstwo takich zwierząt błąka się po mieście. Widuję też takie dzieci, które wyglądają podobnie. Wszyscy są skrzywdzeni w jakiś sposób. Mimo to autobus ma w sobie coś niezwykle przyjaznego. Przewozi ludzi z jednego miejsca w drugie. Każde dziecko fascynuje się takim czymś jak autobus. Uśmiechnięty autobus – pamiętam taką ilustrację jakiejś dziecięcej książeczki. Uśmiechnięty autobus, tak jak kochany pies i szczęśliwe dziecko. Przychodzą mi do głowy takie obrazki.

Szyby są brudne. Patrzę na jedną pełną smug, jest na niej zdrapana do połowy jakaś naklejka. Od razu patrzę na wszystkie inne szyby, żeby sprawdzić jaki jest ogólny stan szyb w autobusie. Jest taki jak tej jednej szyby, na którą spojrzałem najpierw. Zresztą wszystko tu jest spójne i pasuje do siebie. Także to, że co chwila zarzuca mnie na różne strony i muszę trzymać się tej rury. Kto by sobie wyobrażał piękny, uśmiechnięty autobus jadący przez osłonecznioną polanę w piękny letni dzień, jako autobus, którego każdy manewr rzuca cię w inną stronę, zawsze zaskakując cię i rzucając znienacka tam gdzie nigdy byś się nie spodziewał? To są natychmiastowe zmiany pozycji nóg, napięcia w stopach, trzymanie się to z tej, to z tamtej strony za rury. Trzeba też uważać, żeby nie wpadać na innych ludzi i nie stawać im na nogach.
Deptanie nawzajem swoich stóp jest znamienne. Jest elementem wspólnego przejazdu, przynajmniej o tej porze dnia, w której autobus się zapełnia, gdy ludzie wracają z pracy, bez uśmiechów na twarzach, bez entuzjazmu, wracają autobusem seniora do domów.

Bliskość człowieka jest odczuwalna w autobusie. Myślę, o wszystkich ustach, wszystkich pasażerów. Mogę je teraz oglądać do woli. Oczywiście nie ostentacyjnie, tak żeby się nie ujawnić. Usta o różnych kształtach, o różnej wielkości. Usta alkoholika, usta dziewczęce, usta pomarszczone, usta zasuszone. Usta oddychające, chuchające. Wszyscy tu chuchamy. Każdy oddycha tym, co drugi wydycha. Łączy nas milion rzeczy. Rura i pocięte siedzenie, także to, że wszystkich zarzuca w tą samą stronę.
Jadą ludzie autobusem. Siedzą i patrzą się przez okno na czerń i szarość miasta. Szkli się i mieni neon, latarnia, reflektor mijającego z naprzeciwka samochodu. Wszędzie kałuża, wszędzie mży.
Lubię ten smutek, który przynosi mi jazda autobusem jesienną porą, kiedy zrobi się już ciemno. Ten specyficzny smutek otoczenia, zmęczenie miasta i ludzi, ich senność. Drzewa bez liści, gołe, przezroczyste korony - widać przy drodze, którą jadę.

Nie ma innych miejsc, innych autobusów i innych ludzi, którzy wywołali by ten rodzaj uczucia. Jest tak gorzko, że czuje jak coś ściska mnie za gardło. Ten smak na języku, tam z tyłu…
Czuję, że w każdej chwili mógłbym zacząć płakać. Wpatruje się w jeden punkt, na szybie. Jest tak dobrze poczuć ten autobus całym sobą. Nie chcę rozmawiać z ludźmi, nie muszę. Jestem z nimi teraz połączony bardziej niż mogłaby nas połączyć jakakolwiek rozmowa. Wszyscy mają podobnie - zimną rurę w ręku, albo wilgotne siedzenie pod pupą. Panuje cisza. Tak słodka cisza jest możliwa w najgorszy hałas. Jej słodycz bierze się z tego, że nikt nie mówi, to jest cisza międzyludzka, chłodna jak rura do trzymania, beznamiętna i prawdziwa do bólu.

Przystanek, na którym wysiadam pojawił się przed otwartymi drzwiami. Wychodzę na dwór, autobus momentalnie odjeżdża. Zostawia mnie tu samego. Wielki i ociężały przyjaciel jedzie dalej rozwozić ludzi.
Siedzi we mnie żal i przykrość, której nie rozumiem, która jakaś jest nieoczywista. Nie będę się starał zrozumieć tego, co tak mocno odczuwam. Idę w stronę domu. Nie myślę już o tym wszystkim co w autobusie, tylko próbuję zachować w sobie to dziwne smutne uczucie, które subtelnie rozżarzało się we mnie, stopniowo narastało, gdy zaczynałem się mu poddawać i w końcu zaczęło aż pruć mi serce, wtedy gdy tak patrzyłem na tę szybę.

S.K



"Starzy ludzie w autobusie" Stanisław Jerzy Dołżyk

środa, 23 czerwca 2010

Co jeszcze widać na mapkach z PKW?


Widać mianowicie dość wyraźnie, że na wyborców Napieralskiego z 2010 r. składa się elektorat Borowskiego i Leppera z I tury 2005 r. Na pierwszy rzut oka, gdy porównamy mapki poparcia Napieralskiego i samego Borowskiego w poszczególnych województwach dużych różnic nie ma:
Napieralski
Borowski

Kiedy jednak przyjrzymy się na to jakie poparcie otrzymali wyżej wymienieni w poszczególnych gminach rozkład głosów raczej się nie pokrywa:
Napieralski
Borowski

W 2010 Napieralski w porównaniu do Borowskiego otrzymał znacznie więcej głosów między innymi w świętokrzyskim, kujawsko-pomorskim, południowej części mazowieckiego czy wschodniej Wielkopolsce. W tych rejonach duże poparcie otrzymał także Lepper przed pięcioma laty.

Podsumowując: gdy nałożyć na siebie mapki Leppera i Borowskiego, otrzymamy w przybliżeniu rozkład poparcia dla Napieralskiego z obecnych wyborów. Jaki procent jego głosów stanowili wyborcy byłego wicepremiera spróbuję oszacować poniżej.

Napieralski w 2010 otrzymał ok 2,3 mln głosów. Jeżeli odejmiemy od tego 1,5 mln, które otrzymał Borowski pięć lat temu otrzymamy ok 800 tys. wyborców Leppera z 2005, którzy w tych wyborach przerzucili swoje głosy na Napieralskiego. Jest to ok. 1/3 jego elektoratu, co zgadza się z wynikami badań, które przeprowadziło SMG/KRC zaraz po wyborach pytając na kogo przerzucą swoje głosy ci, którzy poparli w I turze kandydata SLD.

Biorąc pod uwagę fakt, iż 2005 roku Tusk przejął wyborców Borowskiego, a śp. Lech Kaczyński Leppera możemy wywnioskować, że Jarosław Kaczyński może liczyć w najbliższych wyborach właśnie na co najmniej 1/3 głosów Napieralskiego(czy pozostali poprą Komorowskiego? najprawdopodobniej tak). Jest to ok. 5% wszystkich wyborców.

Przypuszczalne wyniki II tury przy tej samej frekwencji:
Komorowski w przybliżeniu:
41,5% - głosy z pierwszej tury
9% - wyborcy od Napieralskiego
1% - wyborcy od Olechowskiego
1% - od reszty
---------
52,5% - wynik Komorowskiego w II turze

Kaczyński:
36,5% - głosy z pierwszej tury
5% - wyborcy od Napieralskiego
2% - od Korwina
1,5% - od Pawlaka
1% - od Leppera
1% - jurkowcy
0,5% - reszta
----------
47,5% - wynik Kaczyńskiego w II turze

Wielką niewiadomą pozostaje frekwencja 4 lipca. Jak dużo wyborców Komorowskiego i Napieralskiego będzie w tym czasie na wakacjach? Aby Kaczyński wygrał frekwencja musi spaść co najmniej o 5%...

Tadeusz Zakrzewski

(auto) Portret Malczewskiego

A oto długo wyczekiwany autoportret Jacka Malczewskiego:





Niech sobie tu będzie i na was patrzy.

S.K

Tesco Town

W najnowszym przekroju przeczytałem artykuł Mileny Rachid Chehab pt. "Witamy w Tescowie".



Tesco zamierza rozpocząć produkcję miasteczek. Mają w nim być tanie mieszkania, szkoły, drogi, parkingi, wszystko firmy Tesco. Jest to oczywiście jakaś przerażająca i antyutopijna wizja. Takie plany koncernu Tesco są zatrważające.

Autorka artykułu zwraca uwagę na rozmaite problemy, które już teraz wynikają z rozprzestrzeniania się sieci supermarketów.
Powoduje to na przykład zamykanie specjalistycznych, jednobranżowych sklepików, często działających od stu lat.
Takie lokale pełnią funkcję estetyczną oraz wspólnototwórczą. Dzięki nim wszyscy w okolicy się znają. Ponadto "sklepy te zaopatrują się u lokalnych dostawców, napędzając tym samym lokalną gospodarkę".

Kolejną sprawą jest wzrost przestępczości i najprawdopodobniej powstawanie slumsów w takich Tesco miasteczkach (ze względu na niskie ceny). Chociaż Tesco Town będzie pełne kamer, to anonimowość i brak poczucia wspólnoty staną się czynnikami wzmagającymi agresję i wandalizm.

Piszę o tym, gdyż jest to niepokojący sygnał. Nadchodzi czas, w którym wielkie koncerny - dzieci wolnego rynku i kapitalizmu, zaczną pożerać swoich rodziców. Stworzą nam tu jakiś okropny socjalizm!

Nie potrafię jeszcze zaproponować rozwiązania tego problemu. Sądzę natomiast, że warto taki problem postawić.
Jak powstrzymać Tesco Town, którego przecież wiele osób nie chce, a nawet boi się tego, że w ogóle gdzieś na świecie coś podobnego mogłoby powstać! Powstrzymać - równocześnie wierząc w wolny rynek i wolność człowieka, także szefa Tesco.

S.K

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Z tramwaju krótki reportaż




Poniedziałek, godzina 10.00.
Przychodzę na przystanek na rogu Madalińskiego i Wołoskiej, ten w stronę Służewca. Nie sprawdzam o której coś przyjedzie bo cały czas coś kursuje.
Przystanek jest pusty - o tej porze tutaj raczej się wysiada nż wsiada. Studenci przyjeżdżają na Politechnikę, lub na wydział Biologii UW. Łatwo ich rozróżnić po tym, w którą stronę idą.

Przyjeżdża 17 ze zmienionym rozkładem - skręca do zajezdni na Woronicza. Wsiadam, najwyżej potem się przesiądę. Tramwaj nie jest przepełniony, są wolne miejsca siedziące, siadam na jednym z nich. Siadam z tyłu, tak żeby widzieć jak najwięcej.
Większość pasażerów to ludzie starzy, którzy jadą do szpitala MSWiA, czyli jeszcze jeden przystanek.

Tak jak myślałem - wysiadają na przystanku "szpital" Tylko jedna osoba z tych starszych pasażerów została. Kobieta z pusetką, która z pewnością jedzie ją napełnić kartoflami, cebulą lub jabłkami, na bazarze, przy rogu z Odyńca.

Koło mnie stoi młody człowiek w garniturze, trzymający walizkę na laptopa. Jedzie do biura pewnie gdześ przy Domaniewskiej. Przyjechał do Warszawy na SGH i teraz mocno wierzy w swój sukces w branży bankowej. Jakie są szanse, że zrobi tu wielką karierę - tego nie wiadomo. Może się okazać, że za poół roku będzie pokonywał tę samą trasę pięknym mercedesem - kto wie?

Ci, którzy siedzą wpatrują się przez okno na uciekające obrazy z okolic Wołoskiej. Z wyjątkiem jednego mężczyzny czytającego gazetę. Facet koło czterdziestki, który ubiera się jak nastolatek. Po tym i po tytule gazety, można odgadnąć na kogo głosuje.

Facet jest odcięty od rzeczywistości tramwaju, nie interesuje się tym kto wsiada, kto wysiada. On musi gdzieś dojechać i pobyt w tramwaju nie jest niczym dla niego więcej, niż transportem.

Bo dla pacjentów szpitala jest inaczej. Dla nich wspólny przejazd w to samo miejsce, w tym samym celu jest czymś co daje zalążek poczucia tożsamości grupowej. Może dlatego oni nawiązują ze sobą kontakt i czasami rozmawiają. Mają wspólne tematy, mają też na co ponarzekać, co wiem po osobistych doświadczeniach ze szpitalem MSWiA.

Tramwaj skręca w prawo do zajezdni na Woronicza. Facet od gazety wyraźnie się tym zdenerwował. Nie doczytał, że "trasa zmieniona".
Wysiadamy jednymi drzwiami. Nerwowo wypatruje następnego tramwaju, mnie nawet nie zauważył, nie przyjrzał się mi. A ja interesuje się teraz głównie nim .

Idziemy na następny przystanek razem z resztą przesiadkowiczów. Pojawia się 18, wypchana po brzegi. Facet schował gazetę pod pachę i wcisnął się gdzieś koło drzwi.

Postanowiłem poczekać na następny tramwaj, wolę jak jest luźniej.

S.K

Gatekeeping w TVP

Wczoraj odbyły się wybory prezydenckie. Dużą niespodzianką okazał się wynik Napieralskiego oraz spory sukces Korwina.


Zastanawiam się w związku z tym, dlaczego nie poświęcono Korwinowi odpowiedniej ilości czasu i uwagi w programach telewizyjnych dotyczących wyborów. Dużo pokazywano Pawlaka, Leppera i Olechowskiego, lecz Korwina prawie w ogóle! Dlaczego? Czy sam zainteresowany ma rację nazywając telewizję - telewizją reżymową?

Niezależnie od własnych poglądów i sympatii, uważam taki stan rzeczy za niepokojący.
S.K

czwartek, 17 czerwca 2010

Psycholog z tramwaju

Po ukończeniu studiów z psychologii mam wiele przemyśleń na temat tej dziedziny, o których koniecznie chciałbym napisać i podzielić się nimi. Niedawno obroniłem pracę magisterską i tym samym zostałem psychologiem. Zastanawiam się w związku z tym, co to właściwie znaczy? Na czym polega moje bycie psychologiem? Odpowiedź na to pytanie znalazłem w tramwaju. Uzmysłowiłem sobie, że jeżeli rzeczywiście jestem psychologiem, to jestem psychologiem z tramwaju.

Psychologia jest nauką o psychice, umyśle i zachowaniach człowieka. Od stu lat, od czasów Wundta obowiązuje tutaj paradygmat eksperymentalny. Oznacza to, że teorie wyjaśniające zachowania człowieka, tworzyć należy w oparciu o empiryczne badania naukowe. Przez owe sto lat rozwinął się taki sposób uprawiania psychologii badawczej, że nie jest ona w stanie obejść się bez takich dziedzin jak statystyka i psychometria. Olbrzymim jej obszarem stały się badania kwestionariuszowe (psychologia ruchu ręką – jak nazywają ją krytycy). Testy osobowości, testy na inteligencję, kwestionariusze temperamentu, to dzisiaj najpowszechniejsze narzędzia stosowane w badaniach psychologicznych. Chodzi o to, żeby mierzyć i porównywać: introwersję, optymizm, inteligencję, w taki sposób jak robi się to z: objętością, masą, prędkością. Psychologia kocha fizykę! Inspiruje się nią, podziwia ją i aspiruje do tego, żeby stać się nią.

Studentom wpaja się metodologiczne podstawy uprawiania psychologii, oparte na eksperymencie empirycznym. Chodzi o to, żeby zobaczyć świat i ludzi przez pryzmat zmiennych zależnych i niezależnych. Istotne jest wyrugowanie z procesu badawczego intuicji i wyciągania wniosków na podstawie obserwacji – to elementy nienaukowe. Zawsze też mnie zastanawiało dlaczego hipotezy, które weryfikuje się w badaniach eksperymentalnych muszą być budowane na podstawie istniejących już teorii? Odruchowo buntowałem się przeciwko takim nakazom, gdyż wierzyłem, że kiedyś ktoś musiał zweryfikować hipotezę zrodzoną z własnej intuicji i przeczucia, nawet wybraną na chybił trafił, żeby odkryć coś nowego.

Psychologia empiryczna w moim odczuciu zbłądziła. Oddaliła siebie samą od istoty swoich zainteresowań - od człowieka. Z całą pewnością mamy dzisiaj do czynienia z dehumanizacją psychologii. Co za paradoks! Dziedzina w największym stopniu interesująca się człowiekiem nie jest już przedmiotem humanistycznym. Postęp? Moim zdaniem iluzoryczny. Ta iluzja postępu wynika z tego, że dzisiaj badania uprawia się tak, żeby wychodziły twarde wyniki, a pomiar był rzetelny (to bardzo podniecające), lecz nie ma prawdziwej, naukowej pewności, że to pomiar trafny, że mierzy to - co mówi się, że mierzy. Oczywiście jeżeli przyjmiemy, na przykład w przypadku badań nad inteligencją, że jest ona tym co mierzy mój test – to faktycznie można popaść w euforię i przedstawiać znakomite wnioski na temat ludzkiej inteligencji. To bardzo poważny problem. Co jest bowiem ważniejsze – żelazna metodologia, czy prawda?

Takie oto przemyślenia pchnęły mnie do dalszych obserwacji. Nagle spostrzegłem, że psychologię można uprawiać (w sensie pogłębiania wiedzy o człowieku) mając niewielki kontakt z człowiekiem. Kontakt taki należy raczej eliminować ponieważ może zakłócać wyniki. Potrzebny jest przede wszystkim komputer i program do obliczeń statystycznych. Gdy ludzkie czyny, cechy i myśli (niedoczekanie) zamieni się tu na liczby - wnet można uprawiać naukową psychologię. Przez okres studiów nauczono nas bardzo naukowego myślenia, żebyśmy dokładnie wiedzieli co jest w świetle nauki wynikiem wartościowym, a co nie.
Jeździłem na zajęcia samochodem, codziennie. Na wykładach przedstawiano wyniki badań, na podstawie których buduje się wiedzę psychologiczną. Wykresy, tabelki, liczby, korelacje. W pewnym momencie, pod koniec piątego roku, zacząłem przyjeżdżać na uczelnię tramwajem (ósemką). Ach cóż to za odmiana! Wcześniej stałem w korkach, słuchałem radia, denerwowałem się, jechałem – szybciej, szybciej – na parking, na zajęcia. Sam. Outsider zupełnie oderwany od miasta i ulicy, na której mijają się ludzie. Ci ludzie są smutni, weseli, starzy i młodzi. Są sami albo ze znajomymi z pracy, są dzieci jadące do szkoły, są emeryci i chuligani, także Wietnamczycy. Ludzie tworzą przestrzeń społeczną. Wszyscy się ruszają, oddychają, idą i jadą i czytają gazety i - co najważniejsze rozmawiają! To prawdziwe olśnienie poczuć coś takiego po pięciu latach na psychologii. Dlatego z własnego wyboru postanowiłem być psychologiem z tramwaju - patrzeć i starać się zrozumieć, być wśród ludzi, tam jest psychologia.

środa, 16 czerwca 2010

Polecamy

We wtorek w Pałacu Herbsta - w oddziale Muzeum Sztuki otwarto wystawę "Michałowski i Goya"




Będzie można obejrzeć 65 grafik Francisco Goi z serii "Okropności Wojny" zestawionych z pracami Piotra Michałkowskiego, który malował między innymi portrety Napoleona.

Wspólnym tematem dla obu artystów była napoleońska kampania w Hiszpanii (1808-1813), w której brały udział również polskie oddziały.

Droższe tankowanie w ramach ochrony środowiska


Dziennik.pl donosi:



"Czeka nas kolejna podwyżka cen paliw. Komisja Europejska zdecydowała bowiem wczoraj o wprowadzeniu systemu
certyfikacji biokomponentów dodawanych do paliw, co zahamuje import taniego
surowca do UE. Produkcja paliw będzie więc droższa a ceny skoczą o kilka groszy na litrze.

Jak tłumaczą w KE decyzja w sprawie certyfikacji biopaliw ma przyczynić się do redukcji gazów cieplarnianych oraz ochrony roślin rosnących w lasach, bagnach i tzw. obszarach przyrody, m.in. w krajach Ameryki Południowej. Jej konsekwencje odczują jednak kierowcy w całej Europie, w tym w Polsce, i to już w przyszłym roku. Nowy system certyfikacyjny, który zacznie obowiązywać w grudniu 2010 r., spowoduje, że ceny paliw na stacjach wzrosną. Eksperci szacują, że podwyżka wyniesie kilka groszy na litrze.

Marlene Holzner, rzecznik Günthera Oettingera, komisarz UE ds. energii, nie ukrywa, że koszty produkcji paliw zawierających biokomponenty będą wyższe niż obecnie. "Kraje członkowskie mają jednak możliwości zastosowania dla producentów ulg podatkowych, co obniży koszty
" - przekonuje.

W Polsce koncerny korzystają już jednak z tego typu ulgi, a resort gospodarki nie przewiduje jej zwiększenia. Kraje Unii Europejskiej zdecydowały się na nowe przepisy
przede wszystkim z uwagi na ochronę środowiska."


Bardzo ciekawe - certyfikowanie biopaliw i dodatkowe opłaty za benzynę przyczynią się do zmniejszenia zanieczyszczenia środowiska. A wydawało mi się, że Europa ma teraz realny problem z Euro i kryzysem, a nie zbyt dużą ilością gazów cieplarnianych w atmosferze.
Spójrzmy prawdzie w oczy - KE traktuje nas jak bezmyślnych naiwniaków.
S.K

piątek, 4 czerwca 2010

Dziwny rok

"Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia.
Współcześni kronikarze wspominają, iż z wiosny szarańcza w niesłychanej ilości wyroiła się z Dzikich Pól i zniszczyła zasiewy i trawy, co było przepowiednią napadów tatarskich. Latem zdarzyło się wielkie zaćmienie słońca, a wkrótce potem kometa pojawiła się na niebie. W Warszawie widywano też nad miastem mogiłę i krzyż ognisty w obłokach; odprawiano więc posty i dawano jałmużny, gdyż niektórzy twierdzili, że zaraza spadnie na kraj i wygubi rodzaj ludzki. Nareszcie zima nastała tak lekka, że najstarsi ludzie nie pamiętali podobnej. W południowych województwach lody nie popętały wcale wód, które podsycane topniejącym każdego ranka śniegiem wystąpiły z łożysk i pozalewały brzegi. Padały częste deszcze. Step rozmókł i zmienił się w wielką kałużę, słońce zaś w południe dogrzewało tak mocno, że - dziw nad dziwy! - w województwie bracławskim i na Dzikich Polach zielona ruń okryła stepy i rozłogi już w połowie grudnia. Roje po pasiekach poczęły się burzyć i huczeć, bydło ryczało po zagrodach. Gdy więc tak porządek przyrodzenia zdawał się być wcale odwróconym, wszyscy na Rusi oczekując niezwykłych zdarzeń zwracali niespokojny umysł i oczy szczególniej ku Dzikim Polom, od których łatwiej niźli skądinąd mogło się ukazać niebezpieczeństwo."



"Patrzmy więc w niebo! Warto częściej i z większą uwagą spoglądać... w niebo! I to nad własną głową! Zwłaszcza, że któregoś pięknego poranka lub popołudnia na własne oczy moglibyśmy na nim zaobserwować coś tak niewiarygodnie oczywistego jak np. sztuczne wywoływanie przy użyciu samolotów zmian pogodowych. Jak planowe wzbudzanie różnych zjawisk atmosferycznych o czasowo późniejszych - i jednak już możliwych do przewidzenia - skutkach. Zjawisk, o wywoływaniu których na tak szeroką skalę nie tylko, że dotąd mogliśmy nie mieć najmniejszego pojęcia, ale i o których wciąż nie możemy mieć prawie żadnej głębszej wiedzy. Nie mówiąc już o żadnej oficjalnie na ten temat podawanej nam w mediach informacji."

"Z wielu rejonów Polski, a zwłaszcza z miejsc na terenach dotkniętych w ostatnim okresie ulewnymi deszczami i burzami, otrzymujemy od licznych osób niepokojące sygnały. Według tych - pokrywających się ze sobą informacji - wszystkie one mówią o pojawianiu się co pewien czas samolotów pozostawiających za sobą dziwne smugi na niebie. Według naocznych świadków samoloty te widoczne były w tych rejonach polskiej przestrzeni powietrznej, w których - wkrótce po ich przelocie - powstawały niespodziewanie potężne chmury deszczowe i niebawem występowały nadzwyczaj obfite opady."