czwartek, 17 czerwca 2010

Psycholog z tramwaju

Po ukończeniu studiów z psychologii mam wiele przemyśleń na temat tej dziedziny, o których koniecznie chciałbym napisać i podzielić się nimi. Niedawno obroniłem pracę magisterską i tym samym zostałem psychologiem. Zastanawiam się w związku z tym, co to właściwie znaczy? Na czym polega moje bycie psychologiem? Odpowiedź na to pytanie znalazłem w tramwaju. Uzmysłowiłem sobie, że jeżeli rzeczywiście jestem psychologiem, to jestem psychologiem z tramwaju.

Psychologia jest nauką o psychice, umyśle i zachowaniach człowieka. Od stu lat, od czasów Wundta obowiązuje tutaj paradygmat eksperymentalny. Oznacza to, że teorie wyjaśniające zachowania człowieka, tworzyć należy w oparciu o empiryczne badania naukowe. Przez owe sto lat rozwinął się taki sposób uprawiania psychologii badawczej, że nie jest ona w stanie obejść się bez takich dziedzin jak statystyka i psychometria. Olbrzymim jej obszarem stały się badania kwestionariuszowe (psychologia ruchu ręką – jak nazywają ją krytycy). Testy osobowości, testy na inteligencję, kwestionariusze temperamentu, to dzisiaj najpowszechniejsze narzędzia stosowane w badaniach psychologicznych. Chodzi o to, żeby mierzyć i porównywać: introwersję, optymizm, inteligencję, w taki sposób jak robi się to z: objętością, masą, prędkością. Psychologia kocha fizykę! Inspiruje się nią, podziwia ją i aspiruje do tego, żeby stać się nią.

Studentom wpaja się metodologiczne podstawy uprawiania psychologii, oparte na eksperymencie empirycznym. Chodzi o to, żeby zobaczyć świat i ludzi przez pryzmat zmiennych zależnych i niezależnych. Istotne jest wyrugowanie z procesu badawczego intuicji i wyciągania wniosków na podstawie obserwacji – to elementy nienaukowe. Zawsze też mnie zastanawiało dlaczego hipotezy, które weryfikuje się w badaniach eksperymentalnych muszą być budowane na podstawie istniejących już teorii? Odruchowo buntowałem się przeciwko takim nakazom, gdyż wierzyłem, że kiedyś ktoś musiał zweryfikować hipotezę zrodzoną z własnej intuicji i przeczucia, nawet wybraną na chybił trafił, żeby odkryć coś nowego.

Psychologia empiryczna w moim odczuciu zbłądziła. Oddaliła siebie samą od istoty swoich zainteresowań - od człowieka. Z całą pewnością mamy dzisiaj do czynienia z dehumanizacją psychologii. Co za paradoks! Dziedzina w największym stopniu interesująca się człowiekiem nie jest już przedmiotem humanistycznym. Postęp? Moim zdaniem iluzoryczny. Ta iluzja postępu wynika z tego, że dzisiaj badania uprawia się tak, żeby wychodziły twarde wyniki, a pomiar był rzetelny (to bardzo podniecające), lecz nie ma prawdziwej, naukowej pewności, że to pomiar trafny, że mierzy to - co mówi się, że mierzy. Oczywiście jeżeli przyjmiemy, na przykład w przypadku badań nad inteligencją, że jest ona tym co mierzy mój test – to faktycznie można popaść w euforię i przedstawiać znakomite wnioski na temat ludzkiej inteligencji. To bardzo poważny problem. Co jest bowiem ważniejsze – żelazna metodologia, czy prawda?

Takie oto przemyślenia pchnęły mnie do dalszych obserwacji. Nagle spostrzegłem, że psychologię można uprawiać (w sensie pogłębiania wiedzy o człowieku) mając niewielki kontakt z człowiekiem. Kontakt taki należy raczej eliminować ponieważ może zakłócać wyniki. Potrzebny jest przede wszystkim komputer i program do obliczeń statystycznych. Gdy ludzkie czyny, cechy i myśli (niedoczekanie) zamieni się tu na liczby - wnet można uprawiać naukową psychologię. Przez okres studiów nauczono nas bardzo naukowego myślenia, żebyśmy dokładnie wiedzieli co jest w świetle nauki wynikiem wartościowym, a co nie.
Jeździłem na zajęcia samochodem, codziennie. Na wykładach przedstawiano wyniki badań, na podstawie których buduje się wiedzę psychologiczną. Wykresy, tabelki, liczby, korelacje. W pewnym momencie, pod koniec piątego roku, zacząłem przyjeżdżać na uczelnię tramwajem (ósemką). Ach cóż to za odmiana! Wcześniej stałem w korkach, słuchałem radia, denerwowałem się, jechałem – szybciej, szybciej – na parking, na zajęcia. Sam. Outsider zupełnie oderwany od miasta i ulicy, na której mijają się ludzie. Ci ludzie są smutni, weseli, starzy i młodzi. Są sami albo ze znajomymi z pracy, są dzieci jadące do szkoły, są emeryci i chuligani, także Wietnamczycy. Ludzie tworzą przestrzeń społeczną. Wszyscy się ruszają, oddychają, idą i jadą i czytają gazety i - co najważniejsze rozmawiają! To prawdziwe olśnienie poczuć coś takiego po pięciu latach na psychologii. Dlatego z własnego wyboru postanowiłem być psychologiem z tramwaju - patrzeć i starać się zrozumieć, być wśród ludzi, tam jest psychologia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz